Niemal tradycyjnie już, rozgrywany na północny turniej przyciągnął jedynie jednego naszego reprezentanta. Tym razem dla Kamila była to jednak wyjątkowa pożywka – Le Mans. To jeden z jego ulubionych turniejów, w którego wszystkich edycjach brał udział i aż sześciokrotnie stawał na najwyższym miejscu podium.
Tym razem do kolejnego sukcesu zabrakło bardzo niewiele. Kamil zdobył tyle samo dużych punktów co zwycięzca turnieju Dominik Urbacki, ale do triumfu brakło 98 małych punktów, co zwłaszcza na przestrzeni 24 rund daje naprawdę krztynę. Być może wpływ na końcowy wynik miał też słabszy początek w wykonaniu Kamila (4-4 po ośmiu rundach i 17 miejsce). Później już Kamil mozolnie piął się w górę – po 12 rundzie był dziewiąty, a po 18 rundzie – czwarty, by koniec końców zakończyć boje na drugiej lokacie. Okazja do rehabilitacji, jeśli o takiej w ogóle może być mowa po drugim miejscu w Le Mansie, już za rok – Kamila na pewno w gronie uczestników nie zabraknie.